niedziela, 30 października 2011

Oddychaj głęboko - Aérea Negrot – "Arabxilla" (BPitch Control, 2011)

Debiutancka płyta pochodzącej z Caracas Aérei Negrot  to rodzaj osobistego pamiętnika. Negrot po wydaniu dwóch winylowych 12' zrealizowała „pełnometrażowy” album, który niczym w soczewce ukazuje drogę muzyczną i życiową artystki. Aérea (prawdziwe nazwisko Danielle Gallegos, ur. 1980) pochodzi z rodziny tancerzy, choć babcia zaraża też wnuczkę miłością do opery. Negrot śpiewa w chórze, lecz niespokojny duch każe  jej szukać dalej. Wyrusza w świat, a jej droga wiedzie przez Porto, Hagę i Londyn, gdzie studiuje w Centre of Contemporary Music.  Kilka lat temu trafia do Berlina, który okazuje się jej miastem docelowym. Tu zajmuje się tańcem eksperymentalnym, a na życie zarabia pracując w sklepie z meblami. Klimat Berlina konkretyzuje plany. Negrot współpracuje z Hercules & Love Affair. Przygotowuje także materiał na płytę, podejmując się niełatwego zadania. Artystka chce połączyć elektroniczny pop z intymnymi, osobistymi tekstami, korzystając jednocześnie z szerokiej palety „nowych” brzmień. Nieocenioną pomoc producencką zapewni Tobias Freund, znany chociażby z Sieg Über Die Sonne czy świetnej, tegorocznej płyty „Leaning Over Backwards”.

„Arabxilla” zaczyna się niczym płyta Laurie Anderson, by w tytułowanym kawałku, zmysłowym i ciekawym rytmicznie, odesłać nas do nieśmiertelnej Grace Jones. „Todeloo” atakuje parkietowym zacięciem oraz elektro-housowym brzmieniem. Każdy kolejny utwór prezentuje inne oblicze wokalne Wenezuelki. Duża skala głosu, a tym samym liczne możliwości interpretacyjne powodują, że Negrot równie sugestywnie wypada w przypominającym o Ellen Allien utworze „Please Move To…” , niemieckim, stylizowanym na lata 30. „Berlin” czy quasi operowym „Proll-Og”. Niektórzy mówią językami, a Aérea Negrot nimi śpiewa. Potrafi zaskakująco łamać rytmy (techstepowe, mroczne „Breathe Deeply”) i jednocześnie łatwo trafiać w serce emocjonalną elektroniką („It’s Lover, Love”). Negrot ma jeszcze jedno, coś, czego ciężko się nauczyć (choć z pewnością klasyczne wykształcenie artystki jest i tu przydatne). Ma w DNA talent do komponowania melodii. Właściwie każdy kawałek z płyty zostaje w głowie już po pierwszym przesłuchaniu. Jeśli się wraca to już namiętnie. Zastosowana elektronika, rozwiązania brzmieniowe i rytmiczne nie są na szczęście przeładowane aranżacyjnie (co np. często dolegało twórcom spod znaku tzw. inteligentnego techno). Prostota jest tu siłą, klarowność brzmień osiąga momentami temperaturę celnego klubowego minimalu, by po chwili zaskoczyć piękną piosenkową wrażliwością. 

Aérea Negrot to artystka o pozornie wielu twarzach. Jak sama mówi, chce łączyć klasykę z estetyką techno - wielbi zarówno legendarną Ymę Sumac, jak i najnowsze parkietowe produkcje. Będąc obywatelką świata, tworzy muzykę eklektyczną, ale o dziwo także autorską. Szczerość tekstów, osobowość muzyczna i niebanalny głos tworzą łatwo rozpoznawalną mieszankę. Właśnie takich dźwięków powinniśmy słuchać w komercyjnych radiach (zapraszam do niekomercyjnego radia sitka) . Pop na miarę wynalezienia grafenu. (8 uszu na 10 możliwych)

poniżej dwa teledyski z utworami, które nie znalazły się na płycie i próbka tanecznego talentu pani Negrot













gastromat

środa, 19 października 2011

Okularnik z Holandii czyli Legowelt (Malakser 28)

Niniejszym pozwolę sobie popełnić małą prywatę na tym blogu i zaprosić chętnych na pierwszy Malakser po wakacjach w radiu sitka, moją audycję autorską, czwartek od 20 do 22. A bohaterem tej audycji jest Legowelt - okularnik z Holandii, maniakalnie kolekcjonujący stare syntezatory. I na tych syntezatorach bardzo płodnie tworzący, od lat już kilkunastu.

Może tego po nim nie widać, ale to gigant muzyki elektronicznej
Jednym z powodów wyboru bohatera audycji, było wydanie przez Danny'ego Wolfersa (Legowelt) nowej płyty długogrającej, którą on sam stawia w opozycji do współczesnego "rozmemłanego" techno. Płyta została nagrana na tanich, zamierzenie kiepskich syntezatorach i to raczej technikami rodem z domowego HiFi a nie ze studia, stąd jej tytuł - Teac Life. TEAC VHX to magnetofon kasetowy, na którym Wolfers nagrał tę płytę w systemie DOLBY C. Efekt moim zdaniem osiągnął znakomity. Oczywiście brzmienie jest retro, ale retro to smakowite, rodem z Detroit wczesnych lat 80-tych. Album dostępny jest za darmo (datki mile widziane), a ściągnąć go można tutaj: Legowelt - Teac Life.
A teraz do posłuchania i pooglądania.
Disco Rout - jedyny chyba wielki hit Legowelta i miły filmik do niego, lekko kraftwerkowski w swojej stylizacji.

A teraz mały horror do utworu Equestrian 707.


I na zakończenie Smackos - jedno z wielu wcieleń Wolfersa. Opowieść o poszukiwaniach Big Foota.

Zapraszam serdecznie na audycję.

amore

p.s. dorzucam jeszcze ciekawy wywiad z Legoweltem, który ukazał się lata temu w niemieckim multimedialnym piśmie Slices

czwartek, 13 października 2011

Trzy rzeczy, które mogliście pominąć, a nie powinniście

Trzy ciekawe rzeczy z 2011 r., o których warto wiedzieć:

1. Seth Horvitz "Eight Studies For Automatic Piano".
Płyta wydana w minimalistyczny sposób (jak to z reguły bywa na Line), jednak bardzo kompleksowo rozpisana w sieci. Do ściągnięcia mamy "A listener's guide", rozkładający album na czynniki pierwsze. Dostępny pod poniższym adresem:
http://www.lineimprint.com/eightstudies.pdf
Oglądanie graficznego zapisu kompozycji i jednoczesne ich słuchanie to przyjemność, którą muszę się z Wami podzielić.

 Pierwsze ~1:30 ze "Study No. 2: An Approximate Series Of Approximate Harmonic Series"

...oraz kompozycja w całości

2. Shabazz Palaces "Black Up"
Czyli rap zagościł w SubPop. Zanim album pokazał się w Europie, pełna wersja była do słuchania i oglądania na youtube - wrzucona przez sam label. Gratulacje za ten ruch. Proponuję wsłuchać się w efekty echa, które na pierwszym utworze dokładane są do każdej kończonej frazy. Przypomina mi to cyzelowanie każdego gradientu i każdego cienia podczas tworzenia grafiki - mało kto świadomie zwróci uwagę na konkretny efekt, ale że ogólnie jest dobrze, łatwo zauważyć.

Pełny album "Black Up"

3. Staring Into The Sun (Sublime Frequencies)
Po słabym "My Friend Rain", nowe DVD od Sublime Frequencies kładzie na łopatki. Etiopia, 13 plemion, bardzo duża różnorodność muzyki. Trzy szybkie wrzutki, czyli:

Oficjalna reklama...
(niestety - tylko Vimeo, więc nie mogę wkleić poprawnie)

Mój ulubiony fragment 
(sorry za napis przez środek, ale wycinałem shareware'owym programem, jak widać)

A na koniec coś dla wytrwałych i ciekawskich, czyli wywiad z reżyserką (Olivia Wyatt)

I pozdro,
PEO

środa, 12 października 2011

Dziwne dźwięki z Lancaster - Miles - Facets (Modern Love 2011)

Po części dzięki zbiegowi okoliczności, po części dzięki świadomej decyzji, ostatnimi czasy powróciłem do chwalebnego nawyku kupowania płyt na winylu. Po przerwie niezbyt długiej, ale i tak za długiej. Jednym z pierwszych nabytków na "nowej drodze" był niejaki Miles, epka pod tytułem Facets, wydana przez Modern Love z Manchesteru. Z pięknym stadem krów przy wodopoju(?) na okładce.

Modern Love jest od jakiegoś jedną z moich ulubionych wytwórni. Może ich katalog nie jest wybitnie długi, ale zawsze są to rzeczy najwyższej jakości. Powiązana ze sklepem boomkat wytwórnia działa od 2002 roku. Zaletą powiązań ze sklepem internetowym jest to, że wszystkie winylowe edycje można zakupić w postaci plików FLAC, jeśli ktoś preferuje nowoczesne audio.  Artyści wytwórni Modern Love to chociażby Claro Intelecto, Andy Stott
czy Deepchord. Czyli germańskie dub techno zaszczepione na Wyspach. Oraz moi ulubieni Demdike Stare. Najnowsi mistrzowie budowania nastroju grozy na scenie szeroko pojętego "około techno." Również w jakimś sensie wyrastający z germańskiej tradycji muzki elektronicznej, ale określani czasem jako "muzyka fimowa". Połowa Demdike Stare to Miles Whittaker, czyli bohater tej notki.
Miles zgłębia rejony bardziej zbliżone do dub techno, a nawet momentami dubstepu niż jego macierzysty projekt. Jest mrocznie, jak można się spodziewać, ale inny to mrok niż u Demdike Stare. Mrok to budowany trochę odmiennymi środkami. Dub techno i ambient to jest to, co przychodzi tu na myśl. Bardziej Kolonia/Berlin niż Lancaster/Manchester. Porównanie z Gas nasuwa się samo w niektórych momentach płyty, jednak nie jest to zarzut plagiatu. Raczej docenienie szlachetnej inspiracji, będącej bezsprzecznym klasykiem. Coś jakby w Lancaster nagle wyrósł Königsforst, las w Kolonii, w którym młody Wolfgang Voigt eksperymentował z LSD. A potem nazwał jego imieniem jeden ze swoich albumów jako Gas.
Muzykę zawartą na Facets najłatwiej chyba określić jako techno, bo tym ona jest przez
większość czasu. Jednak nie jest to muzyka taneczna, raczej do słuchania na kanapie w domu, z lampką wina lub innego ulubionego trunku i wprowadzania się w mroczny nastrój. Podobnie jak u Demdike Stare, ilość warstw dźwiękowych to uczta dla ucha. Choć warstwy to zbudowane innymi środkami. Bardziej techno środkami. Ale techno to upośledzone w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Mocno spowolnione i "wydziwnione", a takiego techno większość parkietów nie lubi.
Drugim, dla mnie, ważnym tropem, szczególnie na stronie B epki, jest muzyka afrykańska albo tribal techno, jak kto woli. Momentami robi się monumentalnie, ale ciągle równie mrocznie jak wcześniej. A może nawet bardziej. Płyta trwa zaledwie 27 minut, a przez swoją gęstość i różnorodność brzmieniową dostarcza tyle satysfakcji co siedemdziesięciominutowy album.
Na koniec Miles dokłada jeszcze swego rodzaju industrialem. I koniec wrażeń. Nagle się wszystko urywa.
Warto posłuchać tego pana. I mam nadzieję, że to nie koniec jego działalności solowej. Pod jednym warunkiem - że nie zaniedba Demdike Stare.
A na koniec do pooglądania i posłuchania:

 

amore