wtorek, 30 sierpnia 2011

Polecanka obrazkowo-muzyczna

W oczekiwaniu na nową płytę szalonego Amerykanina. Dan Deacon i jego "Big Big Big Big Big". 




Francuski Aufgang to trio, które wydało do tej pory jeden album . Pora na następny. Delikatna elektronika spotyka się z motywami klasycznymi. Trochę ambitnie i trochę niekoniecznie. Klip dla wszystkich co w korporacjach ...





"In the future, Recycling is murder". Africa HiTech i ich pierwsza płyta dla zasłużonego Warpa. Patchwork stylistyczny i dowód, że roboty mogą inspirować.



"Widownia jest bardzo elegancka. Nigdy nie gwiżdże w trakcie wykonywania moich utworów, tylko zawsze po" - powiedział John Cage o publiczności "Warszawskiej Jesieni". Zatem deko XX-wiecznej klasyki, czyli Suite for Toy Piano (1948) w wykonaniu Phyllis Chen.



polecał gastromat

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

The Ex - Catch My Shoe (Ex Records, 2010)


Słuchając dużej „ilości” muzyki  mam często codzienny przesyt.  Kolejna płyta ląduje na uszach i nie wnosi nic oprócz bycia przyzwoitą, bądź deko ciekawą. Mijają dni i niewiele się dzieje. Na szczęście taki spleen zawsze się kiedyś kończy. Taką to funkcję odegrała najnowsza, długogrająca płyta niestrudzonych The Ex. „Catch my shoe” ukazało się we wrześniu ubiegłego roku, oczywiście wydane w ich własnej wytwórni Ex Records. 

Niezależność to drugie imię członków tej holenderskiej załogi.  „Nie jesteśmy idealistami ani outsiderami – jesteśmy realistami”  - powiedział w jednym z wywiadów GW Sok. Od jakiegoś czasu nie ma już cytowanego wieloletniego wokalisty w zespole. Zastąpił  go młody Arnold de Boer. Przekaz jednak pozostał bez zmian. Działać samodzielnie, wydawać na własnych zasadach, tym samym nie tracąc kontroli nad graną muzyką. Punkowo-hardcorowa idea DIY odnajduje się znakomicie w XXI wieku. Nie chodzi tylko o podejście, sposób dystrybucji i bycie zespołem. Od lat chodzi o muzykę. I to w najróżniejszych odcieniach.  Członkowie The Ex właściwie od początku grywają również w innych bandach lub w różnorodnych konfiguracjach muzycznych. Od współpracy z niezapomnianym Tomem Corą, liczne kolaboracje z muzykami sceny improwizowanej oraz jazzowej i freejazzowej (Roof, Han Bennink, Mats Gustafsson, Ken Vandermark) po niezwykłą symbiozę z muzyką afrykańską (nagrania z Etiopczykiem Getatchewem Mekurią). Wszystkie te doświadczenia można odnaleźć we wciąż ewoluującym brzmieniu The Ex. I co szczególnie godne podziwu – brzmieniu wciąż łatwo rozpoznawalnemu.

 Już w otwierającym płytę „Maybe I Was The Pilot” (osobiście wiem, że pilotem nigdy nie będę) gitarowy riff jest trawestacją piosenki ugandyjskiego muzyka Iganitiyo Ekacholi. Jednocześnie jest niezwykle energetyczny, noisowo-rockowy z domieszką dęciaków i piorunującym zakończeniem. Dalej jest równie dobrze, a może nawet i lepiej. „Double Order” i „Keep On Walking” to przykłady wspaniałej pracy sekcji rytmicznej, „rozjechanych” dialogów gitarowych oraz celnych wokaliz Arnolda de Boera. W przejmującym „Cold Weather Is Back” wracają instrumenty dęte, a melodyczność łączy się z fragmentami szalonej gitarowej improwizacji. „Bicycle Illusion” otwiera długie intro o wyraźnie afrykańskim rodowodzie, a czysty, niemalże młodzieńczy wokal (bez aranżacyjnych domieszek) idealnie koresponduje z partiami gitarowymi. „Eoleyo” to popis Katrin Ex, wieloletniej perkusistki i wokalistki The Ex. Jej niebywałe wyczucie rytmiczne, specyficzny szkielet nadawany utworom zespołu, czerpanie z muzyki etnicznej to znak firmowy od lat. Moja cicha bohaterka znów przemyciła swój wokal, a „Eoleyo” należy do najbardziej energetycznych utworów na płycie. Prawdziwa luta to „Tree Float”, mój ulubiony na płycie, gdzie marszowy rytm, ściana gitar, a także melodyka wsparta przewrotnym tekstem osiągają niezwykłą intensywność. „Life Whining” krótko i dosadnie uderza punk-noisem, przypominającym deko estetykę zespołu Shellac. Zamykający „24 Problems” łączy gitarowy mrok z lirycznością i rytmicznym wyrafinowaniem. Płyta, która zostaje od razu, od razu też wraca. 
 
„Catch my shoe” to klasyczne The Ex „podrasowane” nowym gitarzystą i wokalistą. Utwory wydają się momentami bardziej rockowo-noisowe, riffowe. Jeśli nawet jest  to pewnym novum u Holendrów, to jest to rock w najlepszym wydaniu. Brzmienie gitar swoją specyfikę zawdzięcza obecności gitary barytonowej i braku basowej. Po raz pierwszy zespół zastosował też sampler. Właściwie to tylko drobna korekta kursu, bo muzyka The Ex jest rozpoznawalna od pierwszej do ostatniej minuty. Nawet wokal jest momentami charakterystyczne zaaranżowany, przypominający do złudzenia stare gardło GW Soka. Lubię i cenię ich kolektywność, umiejętność grania zespołowego połączonego z indywidualnym rysem każdego z muzyków. Razem, a jednocześnie bez onanizmu instrumentalnego. Słychać przyjemność tworzenia dźwięków i brzmień będących wynikiem współpracy całego organizmu. The Ex to punk-rock z noisowo-improwizującym zacięciem, a jednocześnie prawdziwa rytmiczna i melodyczna maszyna zdolna przenosić muzykę gitarową w nowe rejony. Porywająca muzycznie, posługująca się zarazem klarownym, uniwersalnym językiem dźwięków. Mnie „Catch my shoe” skopało po uszach. Mam siniaki do dziś, ale nie żałuję. (9 uszu na 10 możliwych)

gastromat



W temacie:





Braids - Native Speaker (Flemish Eye, 2011)

Każdy musi jakoś zacząć. A Braids zaczynają bardzo dobrze. Skład grupy to Raphaelle Standell-Preston (wokal, gitara), Austin Tufts (perkusja, wokal), Katie Lee (wokal) i Taylor Smith (gitara basowa, perkusja, wokal). Pochodzą z Calgary. Jeszcze w liceum (kanadyjskim jego odpowiedniku) założyli zespół The Neighbourhood Council i wydali jedną EPkę. Potem przenieśli się do Montrealu i zmienili nazwę zespołu na Braids. Mieli wtedy 18 lat, a efektem ich pracy jest wydany w styczniu tego roku album "Native Speaker".

W internecie można znaleźć o nich sporo materiału - w recenzjach padają częste porównania do Animal Collective, których "Merriweather Post Pavilion" było moim osobistym "Best of 2009". Najczęściej porównania są negatywne, na zasadzie "płyty na tym poziomie Animale nagrywali w latach, kiedy wydali „Feels"... co jest o tyle ciekawe, że był to 6-ty album Animal Collective, wydany 5 lat po debiutanckim "Spirit They're Gone, Spirit They've Vanished" z 2000 roku. Powiedziałbym, że 5 lat to dużo czasu, szczególnie jak ma się ich 20-cia. Portner, Lennox, Weitz i Dibb mają teraz mniej więcej tyle samo lat co ja, czyli są starsi od Braids o dychę...

Ale mniejsza o matematykę, sama muzyka Braids jest rzeczywiście do Animali bardzo zbliżona stylistycznie. Braids w podobny sposób przetwarzają głos, zapewne Auto-tune był tu intensywnie wykorzystywany (proponuję dla porównania utworów z CD, nastawić sobie te same kawałki w wersji live np. na Youtube). Skojarzenie muzyczne z nieco innej strony to Julianna Barwick i jej album "The Magic Place" - tam również echa i pogłosy były głównym daniem.

Chyba podstawowym zarzutem, jaki można postawić debiutowi Braids, to fakt, że nie odkrywają nic nowego. Znajdziemy u nich wszystko to, co już gdzieś wcześniej słyszeliśmy, podane ponownie, bez specjalnych modyfikacji, w przyjemnej dla ucha oprawie. Ciekaw jestem, w którym kierunku dalej pójdzie ten zespół - obawiam się, że z płyty na płytę będą coraz bardziej popowi... Obym się mylił!

PEO




W temacie:

Oficjalny klip "Plath Heart" na youtube.com