sobota, 17 września 2011

Polecanka obrazkowo-muzyczna 2

Electro-punkowy duet Adult. atakuje. Z płyty "Why Bother?" z 2007 roku klipowy killer o przewrotnym tytule, czyli "I Feel Worse When I'm with You".



Adult. "robi" również w filmie, a horrory (oczywiście eksperymentalne) to ich specjalność. Poniżej trailery.

Adult. horrory 


Pozostajemy w krainie grozy. Tym razem jednak całkowicie realnej. Australijscy pionerzy industrialu Socialistisches Patienten Kollektiv (SPK) w klasycznym kawałku "Wars Of Islam". Polecam znakomite wydawnictwo dvd "Despair". Tylko dla widzów o słabych nerwach i kaprawych oczach.




A teraz idziemy do lasu zobaczyć bezchmurne niebo. Z najnowszej płyty Amerykanina Brendana Angelidesa aka Eskmo wydanej w zasłużonej Ninja Tune.




Hauschka to pseudonim Volkera Bertelmanna, pochodzącego z Düsseldorfu pianisty i kompozytora. Właśnie masuje moje uszy najnosza płyta "Salon Des Amateurs", zrealizowana w wytwórni 130701, sublabelu FatCat Records. Poniżej poszukiwanie klucza i utwór "Children" z albumu "Foreign Landscapes".




Hauschka w nowoczesny i przyjazny uszom sposób preparuje fortepian.








polecał gastromat



piątek, 9 września 2011

Oorutaichi – Cosmic Coco, Singing For A Billion Imu's Hearty Pi (Out One Disc, 2011)



Obcowanie z Japonią i jej kulturą może być często zderzeniem ze ścianą. W wielu przypadkach zrozumienie (jakkolwiek to sobie definiujemy) tego kraju przychodzi po wielu próbach, miesiącach, latach. Kultura, obyczajowość, a idąc dalej sztuki plastyczne, teatr czy kino często wymagają zanurzenia po szyję. Jednocześnie od lat widać asymilację i swoiste przetwarzanie przez samych Japończyków tego, co przychodzi z zewnątrz. Muzyka w dobie Internetu i komputerów potrafi ukazać to specyficzne, obopólne przenikanie znakomicie. Jednym z japońskich twórców, którzy mogą śmiało nazwać się dźwiękowymi „obywatelami świata” jest Oorutaichi. Za tym pseudonimem kryje się urodzony w 1979 w Osace Taichi Moriguchi. Od młodych lat zafascynowany twórczością The Residents, The Doors czy Aphex Twina szybko pojawił się w światku muzycznym Osaki. Zaczął występować w 1999, a pierwsza długogrająca płyta - “Yori Yoyo” - ujrzała światło dzienne w 2003 . Oprócz solowej działalności brał udział w wielu muzycznych kolaboracjach (Urichipangoon, Obakejaa), jak również remiksował (Shugo Tokumaru, Lucky Dragons). 

 
„Cosmic Coco, Singing For A Billion Imu's Hearty Pi” – taki tytuł mógł powstać tylko w głowie szalonego Japończyka. Wydana w małym tokijskim labelu Out One Disc płyta zaskakuje mnogością pomysłów. Oorutaichi swobodnie porusza się po wszelkich odmianach muzycznej elektroniki łącząc popową wrażliwość z umiłowaniem do eksperymentu. Płyta zaczyna się niczym zapomniana sesja Animal Collective lub Panda Bear, by po chwili podryfować w połamane electro brzmienia zderzone z delikatną emotroniką. Dziwne popowo-afrykańskie klimaty „Shiny Foot Square Dance” korespondują z wpływami melodyki i rytmiki japońskiej („Coco” niczym z płyt Tujiko Noriko czy liryczne „Merry Ether Party” z podkładem przypominającym magików z Asa-Chang & Junray). Elektroniczne, przetworzone autorsko brzmienia, ciągotki do rytmicznych nowalijek i intrygujące wokalizy („Vofaguela”) tworzą jedyny z swoim rodzaju patchwork stylistyczny.  Inteligentne electro, post rock, bitowe odwołania do spuścizny kraut-rocka  i avant-popowa melodyjność to nie jedyne z możliwych tropów. Słychać echa Mouse On Mars, Battles, OOIOO, tropikalnego El Guincho, Four Tet czy zwariowanego Dana Deacona. Co zaskakujące ta muzyczna hybryda broni się koherentnością brzmienia, piosenkową lekkością i kompozycyjnym talentem Oorutaichiego. Na dodatek dostajemy remiksy Yamatsuka Eye z Boredoms i znanego z Ninja Tune Daedelusa. 

Płyta Japończyka to dowód, że inteligentne korzystanie ze znanych brzmień może dać całkiem nieprzewidywalny efekt. Dla Oorutaichiego nie ma dźwięków zakazanych i pomysłów niewartych spróbowania. Słychać nie tylko myśl muzyczną, ale i czystą przyjemność „klejenia” kolejnych utworów. Ktoś nazwał tę dźwiękową „zabawę” ethno-futurist-electro-landem absorbującym wszystko co nowe. Ja w takim landzie czuję się znakomicie. (7 uszu na 10 możliwych)


videoklip Sojiro Kamataniego


 
Oorutaichi współpracuje także z tancerką Masako Yasumoto. Poniżej próbka jej  talentu.





gastromat


piątek, 2 września 2011

Miły młody człowiek - Nicolas Jaar - Space Is Only Noise (Circus Company, 2011)

Zaczęło się (dla mnie) w zeszłym, 2010 roku. Szperając w poszukiwaniu materiałów do audycji o francuskiej wytwórni Circus Company, natrafiłem na EPkę o dowcipnym tytule Marks & Angles, z okładką-kolażem w stylu radzieckich konstruktywistów, z Marksem i Engelsem brykającymi wesoło na miniaturowych konikach pomiędzy geometrycznymi figurami. Tytuł płyty przetłumaczyć można jako Znaki i Kąty, co skojarzenie z figurami geometrycznymi nasuwa oczywiście, ale jednocześnie Marks i Engels nasuwają się samorzutnie, szczególnie w naszej części Europy. Dowcipnie. W dobie masowo ściąganych mp3 zapomina się często jak ważna i piękna bywa okładka płyty. W moich notkach tutaj będę starał się nie tylko muzykę ciekawą prezentować, ale i ciekawą grafikę z muzyką tą powiązaną. Dobrze, że póki płyta winylowa żyje, sztuka tworzenia Okładek nie ginie.

Jak tytuł notki wskazuje Nikolas Jaar stary nie jest. Rok urodzenia 1990, jakby się bardzo uprzeć to pewnie jego ojcem mógłbym być. Miejsce urodzenia – Nowy Jork, ale uwaga, potem dorastał w Chile. Może to być kluczem do jego twórczości. Nie w tym sensie, że jakieś latynoskie wpływy da się odczuć w tej muzyce. Chodzi o to, że Chile w ostatnich latach wydaje jednych z najciekawszych twórców muzyki „do tańca”. Dość wspomnieć Boskiego Ricarda, Luciano czy Matiasa Aguayo. Każdy z nich posiada swój specyficzny styl odstający od dokonań Północnoamerykanów czy Europejczyków.
Nasz młody Nikolas bardzo romantyczną duszę posiada. Pianinka,  czasem jakieś saksofony, delikatny, dość powolny bit i zmysłowy wokal – można by się spodziewać jednego wielkiego kiczu po tym krótkim opisie. Ale nie, nasz młody człowiek przyrządza z tego kawał świetnej muzyki, innej od tego z czym mogliśmy się spotkać do tej pory na scenie tzw. minimal (oczywiście żaden minimal to już nie jest – pianinka, saksofony – phi – M. Aguayo ironicznie o tym zaśpiewał w utworze Minimal właśnie). Takie techno dla romantycznych chłopców w okularach, którzy wolą ściany podpierać niźli zraszać parkiet potem. Zresztą sam Nikolas chłopcem w okularach oczywiście jest. 

Ale Marks & Angles to był zaledwie wstęp do długogrającej płyty, która ukazała się na samym początku roku 2011 w Circus Company również. Płyta pod tytułem Space is Only Noise, przyznać muszę, zachwyciła mnie i do tej pory zachwyca. Zdecydowany pewniak do zestawień najlepszych płyt roku, chyba że kataklizm jakiś się wydarzy, który przedefiniuje to co do tej pory słyszałem. Młodzik z zaledwie kilkoma EPkami na koncie wydający dojrzały, spójny i niewtórny album to rzadkość. Mikołaj Słój (jak go pieszczotliwie z kolegą nazwaliśmy, niezbyt dosłownie tłumacząc nazwisko) kontunuuje i rozwija na albumie pomysły z Marks & Angles. A więc delikatny „minimal”, z wtrętami żywych instrumentów, bardzo nastrojowo, no i oczywiście praca głosem. Czasem głos artykułuje słowa, czasem jest to abstrakcja  – na przykład utwór Keep Me There – moja małżonka twierdzi, że młody człowiek zrzyna tutaj z B. McFerrina ale ja się z nią nie zgadzam :) Do tego bywa, że twórca dorzuci strzępy rozmów z jakichś starych filmów, albo wsampluje dźwięki płynącej wody czy trochę field recordingów i jest. Wygląda banalnie, ale brzmi niecodziennie. Po tym znać dobrze zapowiadającego się artystę, który jak dobry kucharz z kilku banalnych składników potrafi stworzyć wyrafinowaną potrawę. Ja będę śledził dokonania naszego miłego młodego człowieka i jestem pewny, że Space is Only Noise to nie jest jego ostatnie słowo.
  
amore