poniedziałek, 15 sierpnia 2011

The Ex - Catch My Shoe (Ex Records, 2010)


Słuchając dużej „ilości” muzyki  mam często codzienny przesyt.  Kolejna płyta ląduje na uszach i nie wnosi nic oprócz bycia przyzwoitą, bądź deko ciekawą. Mijają dni i niewiele się dzieje. Na szczęście taki spleen zawsze się kiedyś kończy. Taką to funkcję odegrała najnowsza, długogrająca płyta niestrudzonych The Ex. „Catch my shoe” ukazało się we wrześniu ubiegłego roku, oczywiście wydane w ich własnej wytwórni Ex Records. 

Niezależność to drugie imię członków tej holenderskiej załogi.  „Nie jesteśmy idealistami ani outsiderami – jesteśmy realistami”  - powiedział w jednym z wywiadów GW Sok. Od jakiegoś czasu nie ma już cytowanego wieloletniego wokalisty w zespole. Zastąpił  go młody Arnold de Boer. Przekaz jednak pozostał bez zmian. Działać samodzielnie, wydawać na własnych zasadach, tym samym nie tracąc kontroli nad graną muzyką. Punkowo-hardcorowa idea DIY odnajduje się znakomicie w XXI wieku. Nie chodzi tylko o podejście, sposób dystrybucji i bycie zespołem. Od lat chodzi o muzykę. I to w najróżniejszych odcieniach.  Członkowie The Ex właściwie od początku grywają również w innych bandach lub w różnorodnych konfiguracjach muzycznych. Od współpracy z niezapomnianym Tomem Corą, liczne kolaboracje z muzykami sceny improwizowanej oraz jazzowej i freejazzowej (Roof, Han Bennink, Mats Gustafsson, Ken Vandermark) po niezwykłą symbiozę z muzyką afrykańską (nagrania z Etiopczykiem Getatchewem Mekurią). Wszystkie te doświadczenia można odnaleźć we wciąż ewoluującym brzmieniu The Ex. I co szczególnie godne podziwu – brzmieniu wciąż łatwo rozpoznawalnemu.

 Już w otwierającym płytę „Maybe I Was The Pilot” (osobiście wiem, że pilotem nigdy nie będę) gitarowy riff jest trawestacją piosenki ugandyjskiego muzyka Iganitiyo Ekacholi. Jednocześnie jest niezwykle energetyczny, noisowo-rockowy z domieszką dęciaków i piorunującym zakończeniem. Dalej jest równie dobrze, a może nawet i lepiej. „Double Order” i „Keep On Walking” to przykłady wspaniałej pracy sekcji rytmicznej, „rozjechanych” dialogów gitarowych oraz celnych wokaliz Arnolda de Boera. W przejmującym „Cold Weather Is Back” wracają instrumenty dęte, a melodyczność łączy się z fragmentami szalonej gitarowej improwizacji. „Bicycle Illusion” otwiera długie intro o wyraźnie afrykańskim rodowodzie, a czysty, niemalże młodzieńczy wokal (bez aranżacyjnych domieszek) idealnie koresponduje z partiami gitarowymi. „Eoleyo” to popis Katrin Ex, wieloletniej perkusistki i wokalistki The Ex. Jej niebywałe wyczucie rytmiczne, specyficzny szkielet nadawany utworom zespołu, czerpanie z muzyki etnicznej to znak firmowy od lat. Moja cicha bohaterka znów przemyciła swój wokal, a „Eoleyo” należy do najbardziej energetycznych utworów na płycie. Prawdziwa luta to „Tree Float”, mój ulubiony na płycie, gdzie marszowy rytm, ściana gitar, a także melodyka wsparta przewrotnym tekstem osiągają niezwykłą intensywność. „Life Whining” krótko i dosadnie uderza punk-noisem, przypominającym deko estetykę zespołu Shellac. Zamykający „24 Problems” łączy gitarowy mrok z lirycznością i rytmicznym wyrafinowaniem. Płyta, która zostaje od razu, od razu też wraca. 
 
„Catch my shoe” to klasyczne The Ex „podrasowane” nowym gitarzystą i wokalistą. Utwory wydają się momentami bardziej rockowo-noisowe, riffowe. Jeśli nawet jest  to pewnym novum u Holendrów, to jest to rock w najlepszym wydaniu. Brzmienie gitar swoją specyfikę zawdzięcza obecności gitary barytonowej i braku basowej. Po raz pierwszy zespół zastosował też sampler. Właściwie to tylko drobna korekta kursu, bo muzyka The Ex jest rozpoznawalna od pierwszej do ostatniej minuty. Nawet wokal jest momentami charakterystyczne zaaranżowany, przypominający do złudzenia stare gardło GW Soka. Lubię i cenię ich kolektywność, umiejętność grania zespołowego połączonego z indywidualnym rysem każdego z muzyków. Razem, a jednocześnie bez onanizmu instrumentalnego. Słychać przyjemność tworzenia dźwięków i brzmień będących wynikiem współpracy całego organizmu. The Ex to punk-rock z noisowo-improwizującym zacięciem, a jednocześnie prawdziwa rytmiczna i melodyczna maszyna zdolna przenosić muzykę gitarową w nowe rejony. Porywająca muzycznie, posługująca się zarazem klarownym, uniwersalnym językiem dźwięków. Mnie „Catch my shoe” skopało po uszach. Mam siniaki do dziś, ale nie żałuję. (9 uszu na 10 możliwych)

gastromat



W temacie:





2 komentarze: